Kto wygrał w bitwie pod Grunwaldem. Rozprawa z kilkoma mitami.

Bitwa pod Grunwaldem

Na obrazie Jana Matejki widać jeden z istotniejszych momentów bitwy, jak piechota zrzuca z konia Wielkiego Mistrza Zakonu Krzyżackiego (w skrócie), który ginie, czy jednak ta scena w ogóle mogła mieć miejsce?

Odpowiem od razu, ta scena to mit, w tej bitwie nie było piechoty, to była typowa bitwa kawalerska, owszem, na początku bitwy jedynie Krzyżacy mieli oddziały piechoty – łuczników i kuszników, ale wg mnie dzięki geniuszowi Jagiełły nie odegrały one w bitwie żadnej roli, dlaczego? O tym później.

Wokół tej wielkiej i ważnej bitwy dla europejskiego średniowiecza i przyszłości Polski i Litwy narosło tyle mitów i powstało mnóstwo nieprawdziwych opisów, że nie wiem od czego mam zacząć. Mnie jednak w pierwszej kolejności interesuje przede wszystkim rola pominiętych. O wielkim Polskim zwycięstwie, o spektakularnym i wydawałoby się bezsensownym ataku Litwinów i Tatarów, mówi się wiele, ale w bitwie po polskiej stronie byli też Rusini i to dzięki nim najprawdopodobniej bitwa została wygrana.

Zwycięstwo w niej przypisujemy sobie my, Polacy, ale też robią to współcześni Litwini, ale nie do tego sporu chciałem się odnosić. Uważam, że obie strony mogą zaliczać to do swoich zwycięstw (dawniej uważano to po prostu za wspólne zwycięstwo i tak należałoby to oceniać wg mnie). Chodzi mi o coś innego. Bitwa mogła się znacznie szybciej zakończyć, już w jej połowie, czyli po jakiejś 1,5 godzinie i to srogą porażką wojsk polskich i sprzymierzonych. Bitwy średniowieczne nie mogły trwać długo, żaden rycerz nie wytrzymałby tak morderczego wysiłku, dziś szacuje się, że cała bitwa nie trwała dłużej niż 3 godziny. Jednak to właśnie w jej połowie, właśnie wtedy Rusini tę bitwę uratowali. Co się stało? Może jednak musimy zacząć od początku.

Najpierw pierwszy mit. Ilu rycerzy uczestniczyło w bitwie? Podawano na prawdę kosmiczne liczby. Sienkiewicz pisał, że po obu stronach stanęło po 100 tys. ludzi. Dziś szacuje się, że po stronie krzyżackiej było od 10 do 16 tys. żołnierzy, najemników w liczbie ok 8 tys., rycerzy zagranicznych ok. 4 tys. (możliwe, że było ich mniej – ok. 2 tys.), pospolitego ruszenia może tyle samo i 300 Krzyżaków (nie więcej). Po polskiej połowę sił stanowiły wojska litewskie, a wśród nich ruskie i tatarskie, oraz polskie – razem ok. 20 tys. rycerzy. O Czechach, którzy będąc po polskiej stronie w walce nie brali udziału – nie wspomnę, za „karę” 😉

Mieliśmy więc przewagę liczebną, ale taktyczną mieli Krzyżacy. Zakonnicy bowiem bronili swojej ziemi, mogli wybierać i miejsce i czas walki. O mały włos właśnie ich przewaga taktyczna nie spowodowała polskiej klęski. Kiedy pod Nowym Miastem Lubawskim (Kurzennik) chcieliśmy się przeprawić przez Drwęcę, przygotowali zasadzkę, czekali tam na nas już 6 dzień (główne ich siły przybyły tu, kiedy my przeprawialiśmy się przez Wisłę w Czerwińsku, czyli 2 lipca). To jakiś cud, że Jagiełło dowiedział się o tym, ale dosłownie chwilę przed rozpoczęciem przeprawy i nakazał Polakom odwrót. Postanowił obejść Drwęcę (jej źródła były tylko o dzień – dwa drogi dalej), ale ta decyzja nie została dobrze przyjęta przez gotowych i chętnych do walki rycerzy, którzy już widzieli wroga (jednak udało się ich zdyscyplinować) i była powodem drwin Krzyżaków (przypomnijmy sobie poselstwo krzyżackie pod Grunwaldem z dwoma nagimi mieczami i ich przemowę), ale zapewne uratowało nas to przed klęską.

Kolejny mit: walczyliśmy z Niemcami. Rzeczywiście zakonnicy krzyżaccy, byli głównie Niemcami, ale pojęcie narodowości, to idea, która powstała dopiero w XIX w., więc ich nie dotyczyła, a dowodzili wojskami z całej europy, a wśród pospolitego ruszenia mówiło się po niemiecku, po polsku (np. rycerstwo Ziemi Dobrzyńskiej, które musiało świadczyć na rzecz Krzyżaków i to robiło) i pokrewnym litewskiemu językiem Prusów. Obie walczące ze sobą armie mówiły więc podobnymi językami, bo i wśród poddanych Jagiełły byli także Niemcy i polscy rycerze przybyli z zachodnich dworów (np. Zawisza Czarny z dworu czeskich luksemburczyków).

Mit czwarty: Krzyżacy przygotowali pod Grunwaldem wilcze doły (ukryte doły z naostrzonymi kijkami – pułapka dla kawalerii). Od odwrotu spod Nowego Miasta, Krzyżacy gonili polskie wojska i tylko dlatego, że Jagiełło zarządził dzień odpoczynku, pewnie czekał na nich, dogonili nas po całodziennym i całonocnym marszu właśnie pod Grunwaldem, a właściwie „nawiązali kontakt”, najpierw spodziewali się, że przyjdziemy od zachodu (od płonącej jeszcze Dąbrówki), dopiero, kiedy w ciągu może godziny stawiły się gotowe do boju wojska litewskie od południa (z naszych wojsk, to one stawiły się tam pierwsze), Krzyżacy zostali zmuszeni obrócić szyki o 90 stopni. W takich warunkach szykowanie takich zasadzek nie było możliwe.

I tym razem Polacy, w sumie na równi z Krzyżakami, byli spotkaniem nieco zaskoczeni, wcale nie czekali bowiem pod Grunwaldem, byli w tym czasie na wypoczynku i to kilkanaście kilometrów dalej. Krzyżacy w rzeczywistości napotkali przede wszystkim zdyscyplinowanych Litwinów i Rusinów, którzy co prawda też odpoczywali, tyle, że w tej właśnie okolicy i natychmiast przybyli i ustawili swoje szyki na południu, ze swej lewej, prawdopodobnie nieprzypadkowo, zostawiając las… i nie atakowali. Krzyżacy przekonani, że nareszcie natknęli się na Jagiełłę, zajęli dogodne wzgórze z obszernym stokiem rozpościerającym się w kierunku zachodnim i południowym, dogodnym na bitwę. Tam własnie dalej na południu był wspomniany już las. Tylko ten las i pozoranci mogli ukryć fakt, że chorągwie polskie jeszcze nie przybyły. Przed Polakami przybył tam szybko sam Jagiełło, ocenił, że miejsce do bitwy się nadaje, że siły Krzyżackie wyglądają na główne i jest Wielki Mistrz, nakazał więc harcownikom polskim rozpocząć zwyczajowe przedbitewne pojedynki (to one obok obecności wojsk litewskich miały świadczyć o obecności wojsk polskich), ustawiono też chorążych ze sztandarami, a sam król jakoby potrzebował kilku mszy przed bitwą – grał na czas. Gdyby Krzyżacy uderzyli od razu, bitwa miałaby prawdopodobnie absolutnie niekorzystny dla nas przebieg, ale sztuczka Jagiełły podziałała – stali i czekali, przy okazji męcząc się na upalnym słońcu po nieprzespanych nocach. A Polacy zbierali się dyskretnie w lesie w chorągwie, wypoczęci, co miało bardzo istotne znaczenie. To głownie dlatego bitwa zaczęła się dopiero koło południa, bo to wtedy na pole bitwy przybyły ostanie polskie oddziały, zajęło im to dużo czasu, bo około 2-3 godzin.

Mit: Polacy dobrzy i prawi, Krzyżacy źli i straszni. Krzyżacy nie rozumieli postawy Polaków, mogli sądzić, że polski król znowu może zarządzić odwrót, stąd poselstwo z mieczami i ich cierpliwe czekanie. Paradoksalnie to własnie Jagielle bardziej zależało na decydującej bitwie, bardziej, niż im. Tylko to tłumaczy polskie okrucieństwo. Niestety tak, Polacy w czasie tej wojny (przed Grunwaldem), byli bardzo, bardzo okrutni. Jagiełło rozkazał wojskom niszczyć i łupić (i zabijać) wszystkich poddanych krzyżackich. Przykładem jest spacyfikowana, wspomniana wyżej, Dąbrówka. Dlaczego? Przypuszcza się, że obawiał się, że Krzyżacy zamkną się w swoich zamkach i przez to nie uda się tej wojny rozstrzygnąć, a takie bezwzględne niszczenie dóbr Zakonu na ich oczach musiało zmusić ich do walki, bo siedząc w zamkach, po odwrocie Polaków, nie mieliby gdzie wracać. Krzyżacy także okrutni, w tym przypadku stawali w obronie słabych i bezbronnych poddanych.

Wszyscy wiedzą, że w pierwszej fazie walki, Jagiełło rozkazał szturm na żelazne krzyżackie hufce lekkozbrojnym Litwinom i Tatarom, i to bez wsparcia ciężkiej jazdy, od początku ten rozkaz budził zdziwienie, to dlatego wymyślono rzekome wilcze doły, które Jagiełło miał przeczuwać i Litwini, jako odporniejsi na takie pułapki mieli rzekomo ich miejsce ujawnić, widać w tym, że nie umiano sobie z tym rozkazem króla poradzić i wyczerpująco wytłumaczyć, tym bardziej, że ten atak omal nie doprowadził do klęski wojsk polskich. Zastanówmy się jednak tak na trzeźwo. Polacy stoją w lesie, Krzyżacy stoją na upatrzonych pozycjach na wzgórzu i czekają na atak, nie podejmując inicjatywy. Trudniej jest atakować wzgórze, niż go bronić. Król uznał, że trzeba im popsuć szyki i wprowadzić chaos, na wyrównaną walkę z ciężką jazdą wroga mogli sobie pozwolić jedynie ciężkozbrojni Polacy, więc ich na razie zatrzymał, jeśli atak był „pozorowany”, takie ataki stosowali znani Jagielle Tatarzy, to jedynie Litwini i Tatarzy byli na tyle mobilni i szybcy, aby uratować się przed odpowiedzią ciężkiej kawalerii, czyli jej szarżą i w porę przed nią uciec i jeszcze jedno: krzyżacka piechota, łucznicy i kusznicy…

Wbrew temu, że niewiele o niej się pisze, bo nie odegrała ona znaczącej roli w bitwie, taką rolę odegrać mogła, bo była bardzo groźna i wiedział o tym Jagiełło. W podobnym czasie w Anglii były wielkie bitwy, które według współczesnych badań trwały nawet kwadrans, a rozstrzygali je właśnie łucznicy kilkoma salwami; znany był fakt, że 3 tys. łuczników angielskich wybiło w pień 60 tys. armię ciężkozbrojnych Francuzów. Gdyby Polacy atakowali wzgórze, to właśnie łucznicy mogli mocno nas osłabić, a nawet rozstrzygnąć bitwę na rzecz Krzyżaków. Tak się jednak nie stało, dlaczego? Może po to był atak lekkozbrojnych i szybkich Litwinów? A Tatarzy byli świetnymi łucznikami nawet przy pełnym pędzie ich koni.

Atak Litwinów zmusił też część (szacuje się połowę) kawalerii Krzyżaków do kontrataku i był ten kontratak bardzo skuteczny. Co prawda zeszli ze wzgórza, ale jednocześnie rozbili Litwinów, czyli całe prawe skrzydło i połowę wojsk polskich i poważnie zagrozili reszcie polskich sił. Litwini uciekali z pola walki. Wiadomo, że część z nich wróciła w kolejnej fazie bitwy, ale wiadomo też, że inna część wróciła do Wilna z wieściami o swej klęsce.

Manewr Krzyżacki miał jeszcze jedno zadanie, rozbijając Litwinów mieli możliwość zaatakowania Polaków z boku, niejako otaczając ich i to Wielki Mistrz, który stał na czele kontrataku, zamierzał zrobić i zrobił. To mogło zakończyć bitwę w tym momencie, czyli w połowie bitwy, dlaczego się nie udało? Krzyżacy przeprowadzili atak w bok wojsk polskich w pełnym biegu. Mimo to jakimś cudem (dyscyplina) Polacy nie na ten widok z pola walki nie uciekli, a stojąca po prawej stronie i nie uczestnicząca dotąd w bitwie szlachta ruska, przemilczani bohaterowie, odwróciła się w prawo frontem do rozpędzonych Krzyżaków i ponosząc ogromne straty zatrzymała ich atak i to mimo odmowy wsparcia danej przez polskiego króla, który nakazał im zrobić to własnymi siłami (niewielkie wsparcie, symboliczne podobno – dostali). I tu pochylamy się nad bohaterami, którzy uratowali Polaków własną krwią, tak pogardzaną ruską krwią.

W tym momencie doszło do właściwego starcia wojsk polskich i krzyżackich. Wypoczęci Polacy zaczęli zdobywać stopniowo przewagę, tym bardziej, że walczyli z połową wojsk Krzyżackich i mieli w polu przewagę liczebną, a i łuczników już nie było, drugą połowę Krzyżaków wiązali Rusini.

Kiedy przybyli ponownie zawróceni Litwini, inicjatywa i przewaga była już po stronie Polaków, Litwini tylko „dobili” słaniającego się „kolosa”.

Jakie były polskie i litewskie straty? O dziwo, nie wiadomo. Czy zakazał ich spisywania Jagiełło? Niektórzy historycy mówią, że zwycięskie armie w Średniowieczu nie ponosiły dużych strat, bo ginęli głównie rycerze z rozbitych już hufców, ci ścigani i to w ostatniej fazie bitwy, gdy bitwa była już przegrana, zwarty hufiec dość skutecznie chronił swych rycerzy.

Walka wtedy polegałaby głownie na atakach hufiec na hufiec i próbach rozbicia szyków wroga. Podobno też chorągiew (hufiec) w sytuacji zagrożenia, nieskuteczności ataku lub przemęczenia walką wycofywała się na znak dany przez chorążego (trzymał flagę, chorągiew) i w jej miejsce wchodził nowy, stojący za nią hufiec i tak na zmianę, a chorągiew nacierała i walczyła w zwartym szyku w kształcie klinu (trójkąta), ostrzeliwując jednocześnie z kusz ze swego środka wroga, umieli strzelać nad głowami własnych rycerzy. Możliwe.

Jakie straty ponieśli Krzyżacy? Zginął Wielki Mistrz, podobno miejsce gdzie jest jego ciało wskazał rycerz ze Słupska, skoro znał to miejsce, przypuszcza się dziś, że to on był śmierci tej sprawcą. Z Krzyżaków obecnych na polu bitwy podobno nikt nie przeżył, byli łatwym celem i Polacy urządzili na nich swoiste polowanie. Wiadomo, że żołnierze zaciężni przeżyli jedynie w połowie i chyba tak należy przyjąć, że połowa rycerstwa krzyżackiego poległa, a reszta była w rozsypce lub niewoli.

Zgodnie z zasadami wojen średniowiecznych, ta bitwa (jej wynik) powinna skutkować pełną kapitulacją (honorową) Krzyżaków. Tak się jednak nie stało. Złamali zwyczaje, ale mieli jeszcze siły i walczyli dalej, co prawda miasta, a nawet mniejsze zamki się poddawały i to nawet te, które nie stały na drodze króla (Gdańsk), ale uratował skórę Krzyżaków komtur ze Świecia, który natychmiast z całą załogą i wojskami pilnującymi Pomorza, ruszył do swej bezbronnej stolicy, Malborka i przybył tam dzień lub dwa przed Jagiełłą.

Co po bitwie? Niektórzy twierdzili, że Jagiełło nie chciał pełnej kapitulacji Zakonu, chciał zostawić „straszaka” na Polaków. Chyba należy to „między bajki włożyć”. Nieskuteczne oblężenie Malborka trwało do września (na zimę zawieszano wojny) i gdyby Polacy wiedzieli, jak blisko są załamania załogi krzyżackiej, może by jeszcze zostali nieco dłużej. Nieprawdą jest, że Polacy nie umieli oblegać twierdz, po drodze zdobywali liczne miasta i zamki, a odbicie Bydgoszczy jest najlepszym tego przykładem, że robili to skutecznie. Malbork jednak nie był zwykłą twierdzą. Prawdą natomiast jest, że łucznicy, którzy bronili stolicy Zakonu, potrafili zatrzymać każdy szturm, nawet w sytuacji, gdyby nie było murów.

Czy zwycięstwo zostało zmarnowane? Polska odniosła pozornie niewielkie korzyści, odzyskała ziemie utracone rok wcześniej (Ziemia Dobrzyńska), narzuciła nakaz płacenia kontrybucji, czego Krzyżacy zresztą nie dotrzymali, oddała zaś Krzyżakom zdobyte miasta i zamki. Jednak Krzyżacy stracili bardzo dużo.

Gospodarka krzyżacka upadła, skarbiec krzyżacki koszty wojny opróżniły gruntownie, bez szans na jego uzupełnienie, wzrosły animozje wewnątrz ich państwa, ich miasta i szlachta zaczęły szukać skuteczniejszej ochrony, czyli ochrony polskiej, upadło wzajemne zaufanie między poddanymi, a rządzącymi, ilość zakonników zmalała drastycznie i nie odbudowali tej liczebności nigdy, osłabły wojskowe sojusze z innymi monarchiami (np. czescy luksemburczycy mimo otrzymanej zapłaty nie wsparli Krzyżaków w czasie wojny – tu można się zastanawiać jaka była w tym rola polsko-litewskiej dyplomacji? nie wiemy, wiemy tylko, że dyplomaci i książęta się spotykali), zaś indywidualnie i zbiorowo zachodnie rycerstwo od tej pory niechętnie angażowało się w ich wyprawy (a to była ich ważna siła), bo raz nie byli pewni, że je przeżyją, poza tym uznali bitwę jako tzw. ordalia, czyli sąd boży, który wskazał, że Bóg trzyma polską stronę.

Natomiast Polska z „pogańskim” królem dodatkowo zyskała to, że stanęła nagle jako równoważny partner wśród mocarstw Europy, Polacy i Litwini zaś uwierzyli w swą siłę i sojusz polsko-litewski, rozwijająca się prężnie od Kazimierza Wielkiego gospodarka polska niewiele straciła, skuteczne kontrybucje na Państwie Zakonnym paradoksalnie mogłyby ją tylko osłabić.

Gdybyśmy żyli w Niemczech, Anglii, Włoszech o Grunwaldzie i związanych z nim dylematach byśmy mieli więcej literackich „dysput”, może jakieś dramaty teatralne, może opery, np. w stylu shakespeareowskim… Niestety, Grunwald dla dotkniętych przez historię Polaków to taka świętość, że zamiast o nim dyskutować, zrobiliśmy z niego wielki mit naszej dawnej chwały, powstała świętość nienaruszalna, swoiste tabu, nie uważacie? a szkoda.

Zapraszam wszystkich pasjonatów na rekonstrukcję tej bitwy, która odbywa się co roku na polach grunwaldzkich w rocznice bitwy, czyli 15 lipca, nawet, jak z samą realną bitwą mają tylko symboliczny związek, warto podejrzeć rekonstruktorów, którzy próbują odtwarzać średniowieczne realia w wielu podstawowych detalach.

Wiele z przytoczonych tu faktów i ich współczesne oceny podaję za: dr Krzysztofem Kowalewskim.